Opowieści wojenne

Opowieść o Bohaterskim Proboszcz - ks. Władysławie Polkowskim, który rozpoczął budowę obecnego kościoła p.w. Świętego Jana Chrzciciela

W roku 2012 upłynęło 150 lat od uroczystego poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego pod budowę mszczonowskiej świątyni pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Dokonał tego Arcybiskup Metropolita Warszawski Zygmunt Szczęsny  Feliński, dziś – święty Kościoła Katolickiego. Nowo mianowanym proboszczem Mszczonowa był wówczas ks. Władysław Polkowski, dotychczasowy proboszcz w Górze św. Małgorzaty koło Łęczycy. Zesłany na Syberię za udział w powstaniu styczniowym, nigdy już do Ojczyzny nie wrócił.  Burzliwe późniejsze dzieje Warszawy, które jakimś dziwnym rykoszetem znajdowały swe odbicie w Mszczonowie i okolicznych miejscowościach, siłą rzeczy zacierały pamięć o „postyczniowych” losach obrońców Ojczyzny i niepodległości. Palone przez wojenne pożary dokumenty radykalnie uszczuplały o nich wiedzę.

Nic zatem dziwnego, że dla  większości mieszkańców Mszczonowa ks. Polkowski był jedynie jednym z proboszczów wyszczególnionych w katalogu duszpasterzy, usytuowanym w przedsionku świątyni parafialnej.
Wspomniana ważna rocznica stała się inspiracją do przybliżenia postaci wielkiego patrioty, zesłańca, a przede wszystkim wspaniałego kapłana, posłanego na niwę Kościoła mszczonowskiego.

ZAANGAŻOWANIE W WALKĘ WYZWOLEŃCZĄ

Wiek XIX.  Nie ma Polski na mapie świata. Pragnienie wolności i narodowej odrębności
szczególnie uwidacznia się w połowie stulecia na terenie całego Królestwa Polskiego.
Śpiew patriotycznych pieśni w kościołach, modlitwy o odzyskanie wolności, płomienne  kazania kapłanów - bardziej jeszcze pogłębiają tęsknotę za odrodzeniem Ojczyzny
i powodują falę niespotykanych dotychczas nastrojów antyrosyjskich.

Kulminacja religijno-patriotycznych manifestacji przypadła na rok 1861.  Areną  tragicznych w skutkach wydarzeń stała się Warszawa. Gromadzące się tłumy domagają się swobód narodowych, nie kryjąc wrogości wobec zaborczych władz rosyjskich.  Do manifestujących wojsko zaczęło strze¬lać. 27 lutego padło pięciu zabitych. 8 kwietnia  na Placu Zamkowym doszło do masakry. Do klęczącego i modlącego się tłumu oraz procesji z krzyżami idących od Krakowskiego i Senatorskiej wysłano kilka salw, by dokonać brutalnej pacyfikacji. Tym razem zginęło co najmniej 200 osób. Wieści niosły, że liczba zabitych była o wiele większa. Opowiadano nawet o 800 ofiarach. Kraj okrył się żałobą.

W świątyniach już po wypadkach lutowych odprawiano nabożeństwa za poległych. Duchowni  wprost nawoływali do walki i wypędzenia Rosjan z kraju. Kościół poprzez  oficjalne wystąpienia włączył się do ogólnonarodowej żałoby, a większość manifestacji w 1861 roku wychodziła ze świątyń, jakkolwiek na ogół to świeccy byli tego inspiratorami. Krzyż, modlitwa i patriotyczny śpiew stały się głównym orężem w walce z rosyjskim ciemiężcą. Zaborca, obawiając się rewolty,  rozwinął całą gamę różnorodnych represji. Już latem pierwsi księża „kaznodzieje” wędrowali na zesłanie. Władze liczyły, że w ten sposób spacyfikują antyrosyjskie nastroje pośród duchowieństwa, które głównie obarczano odpowiedzialnością za ten stan rzeczy.

W połowie października w Królestwie wprowadzono stan wojenny, a wkrótce potem represje stały się masowe – zesłania, areszt, kazamaty w twierdzach, grzywny, nadzór policyjny itp.  dotykały przedstawicieli wszystkich grup społecznych.
22 stycznia 1863 roku kraj przystąpił do walki z zaborcą. W wielu miejscowościach Królestwa duchowni z krzyżem w ręku wyprowadzali oddziały do lasu i do boju. Zdarzało się, że ksiądz lub kleryk stawał na czele partii jako do¬wódca i kapelan, np. na Podlasiu uderzenie na garnizon rosyjski w Łukowie po¬prowadził ks. wikary Stanisław Brzóska. W takich oto uwarunkowaniach historyczno-politycznych Opatrzność wyznaczyła  ks. Władysławowi Polkowskiemu pracę duszpasterską w Mszczonowie.

Ks.  Władysław Polkowski  urodził się [prawdopodobnie w Warszawie] w dniu 7 sierpnia 1820 r. W 1845 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Od roku 1850 wymieniany jest jako  proboszcz w Górze św. Małgorzaty koło Łęczycy, w dekanacie zgierskim. W roku 1860 otrzymuje tytuł honorowego kanonika kapituły kaliskiej, a dwa lata później mianowano go proboszczem Mszczonowa w archidiecezji warszawskiej, dekanatu błońskiego, w powiecie grodziskim. 

Tu zastaje rozpoczętą już budowę upragnionego przez wiernych kościoła. Po wielkim pożarze w roku 1800, który niemal doszczętnie strawił miasto, nabożeństwa  były przez ponad 60 lat sprawowane w drewnianej szopie. Podejmowane próby budowy świątyni nie przynosiły rezultatu, gdyż władze carskie mnożyły przeszkody nie do pokonania. Zachował się rysunkowy projekt budowy kościoła  z 1849 roku, który został zrealizowany   dopiero po powstaniu styczniowym, gdy kontynuację budowy podjął brat księdza Władysława
- Marcin Polkowski.

Z pewnością dniem szczególnym dla ks. Polkowskiego był 11 maja 1862 r.  Wielki Pasterz Archidiecezji Warszawskiej [obecnie święty] Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński dokonuje  poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego pod wznoszącą się świątynię w Mszczonowie.  Bezpośrednio po tej ceremonii uroczyście wprowadza ks. Władysława  w posługę proboszcza parafii. Uroczystość powiązana była z udzieleniem Sakramentu Bierzmowania wielkiej liczbie wiernych. 

Opisana wyżej sytuacja polityczna wywarła swoje piętno na dalszych losach księdza Władysława.  Ten świątobliwy kapłan nie mógł być obojętny na los Ojczyzny i Kościoła. Odczuwał potrzebę świadczenia wielorakiej pomocy oddziałom powstańczym. 
Wraz z Konradem Kejsingerem, właścicielem Korabiewic, zaangażował się w formowanie oddziału partyzanckiego pod dowództwem Hipolita Jaworskiego ps. „Drewnowski”. Przyjął od dowództwa  nominację na powstańczego naczelnika miasta Mszczonów. Modlił się wraz z powstańcami, poświęcał broń, słowem pasterskim pogłębiał morale walczących, zdobywał pieniądze na zakup broni i żywności.  
Podstępnie aresztowany w dniu 7 czerwca 1863 r. na dworcu w Warszawie [mówił, że przybył  w celu „dokonania sprawunków”], został tymczasowo osadzony w cytadeli warszawskiej zwanej wówczas „aleksandrowską” [od imienia carewicza Aleksandra, który dokonał otwarcia twierdzy w dniu 4 maja 1834 roku]. W dniu 18 czerwca 1863 r. Arcybiskup Metropolita Warszawski Ks. Zygmunt Szczęsny Feliński zwrócił się do władz carskich z prośbą o zwolnienie księdza Władysława lub „przynajmniej o możliwie najprędsze zbadanie tej sprawy”. 

Niestety, prośba Arcybiskupa nie odniosła żadnego skutku. (P. Kubicki „Bojownicy kapłani”) Komendant warszawskiej cytadeli w dniu 3 września 1863 roku informuje, że  ks. Polkowski został oddany pod sąd   Wojennej Śledczej Komisji przy Namiestniku Królestwa Polskiego.  Komisja zarzuca mu: 1/ był „rewolucyjnym” naczelnikiem Mszczonowa, 2/ zawiązał „przestępcze”  stosunki z dowódcą powstańczych partii, 3/dostarczał pieniędzy i różnych przedmiotów na rzecz powstania 3/poświęcał broń, 4/wygłosił „podburzającą” umysły mowę.  Wyrok sądu wojennego mógł być tylko jeden: kara śmierci. Jednakże na mocy „konfirmacji”, którą wydał namiestnik Królestwa Polskiego w dniu 21 września 1863 r., karę śmierci zamieniono na łączną karę pozbawienia księdza wszystkich praw stanu i zesłanie na 12 lat katorgi w kopalniach syberyjskich.

WARUNKI  ŻYCIA  NA  ZESŁANIU

Pierwszym miejscem zesłania [od 7 marca 1864 r.] był Pietrowsk. Ciężka praca fizyczna spowodowała u kapłana  znaczne pogorszenie stanu zdrowia. Szczególnie dokuczliwy  okazał się ból nogi, co wyraził w liście  pisanym do ojca w Warszawie. W innych listach nie uskarża się na jakąś konkretną dolegliwość. Mówi o ogólnym osłabieniu, żywiąc nadzieję na powrót  do zdrowia. Po kilku miesiącach zostaje przeniesiony do Siwakowej.  Zgromadzono tu ponad 700 katorżników z Polski. Tak wielu zesłańców w tej miejscowości spowodowane było brakiem miejsc w katorgach Nerczyńskich. Gdy liczbę miejsc znacznie powiększono, we wrześniu 1866 r. wojenny gubernator Zabajkalskiej Obłasti odesłał z Siwakowej 120 katorżników [w tym 11 kapłanów, wśród nich ks. Polkowskiego] ponownie do „Nerczyńskich Zawodów”. Powód: do piwnic budynków dostała się woda po obfitych opadach, która zamarzała. Zachodziła obawa, że więźniowie nie przeżyją zimy. [GAIO z.24,t. 5]. W rezultacie - pobyt ks. Polkowskiego w Siwakowej trwał zaledwie kilka miesięcy.   
 
Niektórych kapłanów skierowano do Usola n/Angarą za Bajkałem do pracy przy warzeniu soli; 
było to bodaj najłagodniejsze miejsce ciężkich prac na Syberii Wschodniej. Tu przebywał
na zesłaniu Józef  [Rafał] Kalinowski, późniejszy karmelita, dziś święty Kościoła Katolickiego.
Ks. Polkowski – wraz z grupą innych księży - został przesiedlony do Akatuja [ok. 620 wiorst od Czyty]. To miejsce najcięższych prac w kopalni funkcjonowało w latach: 1800 – 1873. 

KATORGA  W  AKATUI

Akatuja - to  główne miejsce ciężkich prac dla duchownych. Jesienią 1865 roku przebywało tam około 70 księży i zakonników z różnych polskich diecezji i klasztorów. Rosjanie mówili z kpiną, że w Akatui urządzili „klasztor dla polskich księży”, a świeckim zesłańcom tam kierowanym przepowiadali, że idą „na rekolekcje do klasztoru”. Było to miejsce cieszące się ponurą sławą, gdzie sko¬sza¬ro¬wanych więźniów zakuwano w kajdany i zmuszano do pracy w kopalniach rudy. Katorżnik o. Ignacy Klimowicz, dominikanin z Warszawy,
 prowadzący codzien¬ne zapiski zesłańcze, notował w maju 1866 roku, że zdolnych do pracy osobników, w tym 25 księży, „ wyznaczono na łamanie rudy do sztolni, innych na górę na trzy oddziały: srebra, żelaza i miedzi.”. Pracować mieli po 12 godzin dziennie, prócz świąt wielkanocnych i Bożego Narodzenia oraz najgłośniejszych świąt carskich. Okresowo nakładano na duchownych obowiązek noszenia wody i drewna do więzienia, czyszczenia wszelkich pomieszczeń, a nawet kloaki. Katorżne prace i wszelkie rygory łagodzono w Akatui stopniowo od 1867 roku. Już po carskiej amnestii z 1866 roku zmniejszano duchownym terminy od¬bywania kary.
W marcu 1869 r. ks. Polkowski został przesiedlony do Tunki. 

ODOSOBNIENIE  W  TUNCE

Było to miejsce tzw. „posilenia” po odbytych katorgach, przeznaczone  wyłącznie dla księży. Celem zsyłania duchownych do Tunki była ich izolacja od innych zesłańców, których rosyjskie władze zaborcze oskarżały o „uprawianie agitacji politycznej”.
Obawy Rosjan były nieuzasadnione, na co wskazują liczne zachowane dokumenty. 

Umieszczeni tu księża byli pod stałą kontrolą policyjną ... Bezpośrednim nadzorcą był znany dowódca kozacki Matwiej  Płotnikow. Wydano  specjalny regulamin. Zabraniano osiedlania się w Tunce innym polskim zesłańcom. Znany badacz Syberii zesłaniec Benedykt Dybowski nie mógł z tego powodu założyć stacji badawczej w Kułtuku nad Bajkałem, gdyż przebiegała tu droga prowadząca do Tunki. Zabraniano księżom opuszczania wioski. Drastycznie ograniczano korespondencję [cztery listy w roku], która ponadto podlegała urzędowej kontroli.  Brak możliwości kontaktu z bliskimi był dla zesłańców wielkim cierpieniem; nostalgia doprowadzała niektórych do rozpaczy i depresji.

Ks. Mikołaj Kulaszyński, kapłan diecezji lubelskiej, pisał: „wlokłem życie jak ptak postrzelony; zamiast życia odrętwiałość, apatia do wszystkiego. Chciałem uciekać w bory, w lasy, w puszcze, knieje i tam zamieszkać z dala od ludzi, gdy oni o mnie zapomnieli. 
I nic, i cisza, i grób na stepie pozostaje mi tylko. A śmierć kolegów tak często łzy wyciskała.”
Wspomniany  O. Ignacy Klimowicz ,  opisał śmiertelny wypadek w Akatui, wywołany tęsknotą, rozpaczą i silnym stresem. Według jego relacji O. Prokop Chraniewicz, Kapucyn z diecezji żmudzkiej, wstąpił do zakonu jako wdowiec, pozostawiając jedyną, ukochaną córkę. Kiedy znalazł się na zesłaniu, tęsknota przybrała chorobliwe rozmiary.

5 kwietnia 1867 roku około godz. 22.00 zaczął płakać, desperować. Silny ból głowy, gorączka i tyfus doprowadziły do śmierci.
Inny zdesperowany kapłan, pragnąc uwolnić się z Tunki i powrócić do kraju, poczynił starania o przyjęcie go do Cerkwi prawosławnej i wystosował odpowiednie pismo do gubernatora Syberii Wschodniej, co nawet dowódca Płotnikow potraktował jako krok nierozważny. Ostatecznie zrezygnował z tego zamiaru, oceniając swój postępek jako wielki grzech zdrady Kościoła. Trawiony wyrzutami sumienia, cierpiący na tzw. „febrę zwrotną”, po odbyciu sakramentalnej spowiedzi, zmarł w Tunce w 1872 r., przeżywszy 59 lat.

Młody warszawski kapłan nie wytrzymał warunków zesłania, załamał się nerwowo. Do szpitala w Irkucku został przewieziony „jako obłąkany”. Zmarł po kilku miesiącach  pobytu w szpitalu w wieku 42 lat. Nie pozwalano na  sprawowanie Mszy Św.,  konstruowanie ołtarzy do nabożeństw, a nawet  używanie słowa „ksiądz”. Jeśli w liście użyto słowa „ksiądz”, był on  konfiskowany. Obowiązywała zasada: „w Tunkie niet ksiendzow”. Jedynie dwa razy w roku pozwalano na  zaproszenie kapłana z Irkucka dla spełnienia najważniejszych praktyk religijnych. Problemem było zdobywanie żywności. Po przebytych katorgach księża nie byli w stanie podjąć pracy. Nie pozwalał na to wiek i – bardzo często – stan zdrowia. W nieco lepszej sytuacji byli ci,  którzy otrzymywali pieniądze z kraju ( księdza Władysława wspierał brat Marcin).  Ci pomagali  braciom, którzy już nie mieli środków do życia. Przyznane przez urzędników carskich tzw. „karmowe” nie wystarczało na zaspokojenie podstawowych potrzeb i opłatę za kwaterowanie. Niedożywienie i głód  były tu codziennością.
Tak drastyczne warunki życia zmuszały księży do „myślenia o chlebie powszednim”. Niektórzy, zwłaszcza młodsi, wykazywali się nie lada pomysłowością. Podjęto np. próbę stworzenia magazynu zboża, uprawiano wydzierżawioną od miejscowych chłopów ziemię, rozwinięto ogrodnictwo itp. Z upływem czasu „księża rolnicy” mogli już sprzedawać miejscowej ludności warzywa, siano, wysokiej jakości tytoń, kwiaty, mięso z własnych hodowli i inne  owoce swojej pracy.

Wielu księży zajęło się rzemiosłem. Byli wśród nich krawcy, szewcy, stolarze, introligator, wytwórca świec łojowych, cukiernik, rybacy, piekarze, a nawet jubiler. Odnotowano w Tunce około dwudziestu  rodzajów zajęć rzemieślniczych. Docierały też do zesłańców paczki z kraju, choć ich zawartość najczęściej bywała znacznie  uszczuplana przez irkuckich urzędników, pijaków i złodziei. 
Mieszkańcy Tunki traktowali zesłańców podejrzliwie, a nawet wrogo, co utrudniało jeszcze bardziej i tak już drastyczne  warunki egzystencji. Chłopi bronili się przed przyjmowaniem osiedleńców; byli wręcz zmuszani do ich kwaterowania w swoich domostwach. Płotnikow utwierdzał  tubylców w postawie wrogości, posądzając kapłanów o nadużycia moralne, a nawet o kanibalizm.
Ks. Władysław Polkowski – po  amnestii carskiej z 1871 r. – na początku listopada tegoż roku udał się z Tunki do Irkucka "dla poratowania zdrowia".

Niestety, po niespełna dwóch miesiącach zmarł w Irkucku 21 stycznia 1872 r. "na kamień w pęcherzu" i "gorączkę zwrotną", w wieku 52 lat. W marcu 1873 roku kancelaria Namiestnika Królestwa Polskiego wydała świadectwo zgonu księdza Władysława Polkowskiego w celu doręczenia go rodzinie. Został pochowany na miejskim cmentarzu w Irkucku tzw. „Jeruzalemskim”.

W sumie zmarło w Tunce i w szpitalu w Irkucku około 20 duchownych. Inni, poczynając od 1869 roku i następnie po kolejnych amnestiach z początku lat siedemdziesiątych, opusz¬czali Syberię, przenoszeni do Rosji europejskiej. Nielicznym już wtedy zezwolono wyjechać poza granice Imperium. Innym pozwolono udać się na tzw. „posilenie”, co wiązało się z zakazem powrotu do kraju. Ostatni duchowni opuszczali Tunkę dopiero w końcu XIX wieku.

SYLWETKA DUCHOWA: KAPŁAN I PATRIOTA

W postawie ks. Władysława uwidacznia się głębia jego wiary. Ten świątobliwy kapłan zdawał sobie sprawę z konsekwencji zaangażowania w walkę powstańczą; znał przecież represje jakie stosował car Mikołaj I po powstaniu listopadowym. Określano je wówczas jednym słowem: „zemsta”. Z pełną więc świadomością włączył się ks. Polkowski  w ruch narodowo-wyzwoleń – czy, który dawał iskierkę nadziei na odzyskanie niepodległości. Ufność i pokorna gotowość w przyjmowaniu woli Bożej towarzyszyła mu przez całe życie. Była osłodą w najtrudniejszych doświadczeniach katorgi. Nie mogąc kontynuować pracy duszpasterskiej w Mszczonowie, pisał do brata – ks. Marcina,  który objął po nim probostwo: „ Mój Boże, ileż to moich najpiękniejszych myśli zniknęło jak sen! – Wola niech się dzieje najwyższego Boga”.

Po upływie pięciu lat katorżnej niewoli,  umieścił w kolejnym liście do ks. Marcina słowa, których nie sposób czytać bez wzruszenia: „ ... tęskno mi bardzo bez Was, a już to przeszło lat 5, jak jestem oddalony od najdroższych sercu osób i od najświętszych obowiązków powołania mego, lecz taka wola Pana Boga, ja ją uwielbiam , widać, że ten dobry Ojciec chciał mię znaleźć i wyprowadził mię na pustynię Syberyi ...” Jak wielką trzeba mieć wiarę, aby – gdy cierpienie zadawane przez drugiego człowieka sięga granic wytrzymałości – dostrzegać potęgę Bożej miłości!?

Piękna postawa kapłańska ks. Polkowskiego zyskiwała mu uznanie i autorytet u współbraci 
osiedlonych w Tunce. We „Wspomnieniach”  ks. Stanisława Matrasia [wikariusza diec. lubelskiej, który w 1881 r. powrócił do Galicji] zachowała się lista „bogobojnych” kapłanów, na której widnieje nazwisko księdza Władysława Polkowskiego. „ ...Odmawiali regularnie brewiarz, odprawiali codziennie mszę świętą, uczęszczali dosyć często do spowiedzi ... a nawet niektórzy odprawiali duchowne rekolekcje”.

Ks. Polkowski – utalentowany kaznodzieja – zawsze przygotowany do sprawowania liturgii, zapraszany bywał do przewodniczenia uroczystym nabożeństwom. Już na katordze w Pietrowsku, na korytarzu gmachu więziennego, niedzielne Msze święte z kazaniami sprawował tylko on.

Wielkim pragnieniem kapłanów zesłanych do Siwakowej było zorganizowanie kaplicy, w której mogłyby być odprawiane  nabożeństwa, gdyż „koszarowe” warunki tego miejsca nie były odpowiednie na sprawowanie jakichkolwiek form liturgii.

Jak wielka była radość księży, gdy pewnego dnia usłyszeli z ust Zaborowskiego [Polaka, dowódcy batalionu wojsk kozackich nadzorujących katorżników], że mogą sami zbudować kaplicę. Wszyscy więzieni kapłani z najwyższą gorliwością włączyli się w prace przy budowie. „ W dwa tygodnie stanął Dom Boży” (L. Jastrzębiec Zielonka, Wspomnienia z Syberyi).
Z bijącymi sercami oczekiwano niedzieli. Ks. kanonik Stecki miał celebrować Mszę świętą i poświęcić kaplicę.  ks. kanonik Polkowski – z ambony wygłosić słowo Boże. 

Gdy zbliżała się godzina rozpoczęcia radosnej uroczystości ... zadano księżom wielki ból i upokorzenie. Na rozkaz Zaborowskiego zjawia się kapitan Łytkin z wojskiem, rozpędza kapłanów i przejmuje kaplicę do dyspozycji rządu. Oczywiście, wszystko w majestacie prawa. Zdołano ocalić tylko niektóre przedmioty niezbędne do sprawowania liturgii, z ogromnym trudem sprowadzone w tajemnicy z kraju. Z czasem kaplicę zamieniono na cerkiew.

Okazało się, że cały ten epizod był złośliwym wybrykiem Zaborowskiego. W dniu 3 maja 1869 uroczyście obchodzono w Tunce złoty jubileusz kapłański ks. Walentego Nawrockiego z diecezji podlaskiej. Uroczystościom przewodniczył ks. Władysław Polkowski [wspomniany ks. Nawrocki został zwolniony w sierpniu 1872 r.  z zesłania w Tunce i skierowany na zamieszkanie w rosyjskiej części imperium. W czasie podróży złamał nogę i był zmuszony zatrzymać się w Jarosławiu, gdzie wielką pomoc i opiekę zapewnił mu przebywający tu na zesłaniu Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński. Z wielkim poświęceniem  zajmowały  się starszym, cierpiącym kapłanem  siostra i siostrzenica Arcybiskupa.  Zrządzeniem Bożej Opatrzności, kapłan ten  pozostał  w Jarosławiu do śmierci, która nastąpiła w październiku 1875 r] 

Zesłania „postyczniowe” to niezwykłe pasmo cierpień polskiego duchowieństwa. Pełna gotowość poświęcenia życia dla Kościoła, Ojczyzny i wolności, wyrastająca z wierności powołaniu, musi budzić podziw i uznanie.  W świetle zachowanych dokumentów (bardzo nielicznych) jedną z najpiękniejszych kart tamtej historii zapisał mszczonowski proboszcz , gorliwy kapłan, bohater i patriota – Ks. Władysław Polkowski.

                                                                                       

                                                                                        ks. Tadeusz  Przybylski 

 

  • Mogiła ks. Marcina Polkowskiego, brata ks. Władysława Polkowskiego - powstańczego naczelnika m. Mszczonowa. Pomnik...

wstecz